Z życia wzięte, planujemy picie

ButelkaDzień pierwszy - przybycie

To było ciepłe letnie popołudnie, poniedziałek 19 lipca, zanim przyjechałem do domu, wpadłem do sklepu po zakupy. W głowie od kilku godzin roił mi się plan nachlać się ale tak spokojnie,  wręcz inteligentnie i kulturalnie, bo zamiar miałem taki jak James Bond wstrząśnięte nie mieszane. Kupiłem wiec Martini i pół litra wódki pamiętam Polska Luksusowa. Powróciwszy z zakupów zaraz zrobiłem pierwszego drinka czyli pół szklanki Martini i pół wódy, oczywiście mieszane nie wstrząśnięte czy odwrotnie jakoś tego już nie pamiętałem . I chlup w gardełko. Dziwny to był smak a i jeszcze obowiązkowo była oliwka. Wracając do marku to nic szczególnego raczej wolałbym wychlać  całe Martini a później poprawić wódą ale co mi tam. Drugi drink, trzeci i nic słabe to było bo jakby policzyć procent to wyszłoby mizernie.  Ale co tam chata wolna, wiec golnąłem sobie szklankę wódy i zadzwoniłem do kumpla, który uświadomił mnie podczas rozmowy abym nigdzie już nie dzwonił, wskazując, że jest już wskazujący. No ok powiedziałem i po telefonie kolejny drineczek a mnie robiło się coraz lepiej i lepiej. Zapomniałem tylko o jednej podstawowej zasadzie nie mieszać rożnych alkoholi bo to powala ale poczułem się silny tego dnia i stwierdziłem, że poradzę. A tu nagle drugi kumpel dzwoni, i po tym jak mi powiedział tamten, że jestem wstawiony, nie odebrałem telefonu, porostu go wyłączyłem i tyle. I kolejny drink....i nie pamiętałem później jak to było bo zasnąłem a Jamesa pozostał tylko Błąd.

Dzień drugi - zabawa musi trwać